Fundacja Kobiety bez Diety została stworzona przez Katarzyna Błażejewska Stuhr, Daria Gradziuk, Marta Kielak, Elżbieta Lange, Agata Ziemnicka.
Kach Błażejewska-Stuhr
Kim jestem? Mamą Stasia i Tadzia oraz żoną Macieja. Dietetykiem klinicznym i psychodietetykiem. Jestem zdecydowanie osobą stadną – kocham ludzi i uwielbiam o nich dbać, chociaż zdarzają mi się chwile, gdy marzę o samotności. Szybko się nią jednak nasycam i… wracam do stada.
Moją mocną stroną jest: szybkość w działaniu. Akcja-reakcja! Wychodzi mi to o wiele lepiej niż planowanie – im dłużej o czymś myślę, tym wydaje mi się to trudniejsze.
Nad czym – w sobie – wciąż pracuję? Nad sumiennością, umiejętnością zachowania porządku, ogarnięciem chaosu i tysiącem rzeczy wykonywanych naraz. Mnie osobiście to nie przeszkadza, lecz wiem, że nie służy dzieciom. To one są moimi nauczycielami zwalniania tempa – idzie mi to coraz lepiej.
O swoim żywieniu powiedziałabym, że: różnie z nim bywa. Nie jest złe – z pewnością jest proste i szybkie. W pewnym sensie jest też nieustającą pracą. Trzeba pamiętać o piciu wody, nastawieniu zakwasu na chleb, dodaniu pestek i orzechów do sałatki, a nie tylko wymieszaniu samych warzyw – tak, jest to też jakiś rodzaj pracy.
Jem więcej lub inaczej, kiedy: czuję, że mogę odpuścić. Dzieci już śpią, ja też zaraz powinnam… Jedzenie jest wtedy ulgą, lecz czasami też nagrodą. A w stresie? Nie jem – co jest złe, bo szybko słabnę.
Mam słabość do: chipsów, paluszków, popcornu – słone i chrupiące, to jest to!
Zawsze pamiętam o: warzywach. Kupuję je, mrożę i zazwyczaj jem w najprostszej postaci – ale jem!
Moje ciało jest: całkiem spoko! Urodziłam dwójkę dzieci, co widać nie tylko po bliźnie po cesarce, ale też luźnej skórze na brzuchu czy zmianach na brodawkach piersi. Nie przeszkadza mi to. Gdy mam dużo czasu i ćwiczę, jest super. Wiem, że moje ciało jest silne i bardzo przydatne. Chociaż… gdybym miała 10 cm wzrostu więcej, byłoby idealnie.
Dlaczego jestem Kobietą bez diety? Bo kocham jeść, karmić i chcę zarażać tą miłością wszystkich. Wierzę, że jedzeniem i „lekkim” podejściem do niego można zmienić życie. I chcę to życie zmieniać! Chcę dawać ludziom radość – tak, można to zrobić tak małymi rzeczami jak: brukselka, natka pietruszki czy pestki słonecznika. Poza tym praca dietetyka jest dość samotnicza, a bycie z Dziewczynami daje mi kontakt ze stałą grupą ludzi, czyli coś, czego potrzebuję w każdym obszarze.
Co daje mi fundacja? Poczucie, że moje działania są szersze niż praca 1:1 z pacjentem. Wzmocniony głos sześciu z nas mówiących razem. Poczucie wspólnoty, bo zwykle praca dietetyka jest bardzo samotnicza.
O mnie: Jestem absolwentką dietetyki na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym i psychodietetyki na SWPS. Jako mama dwójki dzieci najczęściej zajmuję się żywieniem kobiet w ciąży i dzieci właśnie. Kocham karmić, gotować i dzielić się przepisami.
Daria Gradziuk
Kim jestem? Psychologiem i psychodietetykiem. Przede wszystkim jednak matką, żoną, przyjaciółką i kobietą, która w końcu odkrywa, na czym polega szczęśliwe życie.
Moją mocną stroną jest: zorganizowanie i natychmiastowe działanie. Jestem uparta i jeśli coś sobie wymyślę, zrobię to!
Nad czym – w sobie – wciąż pracuję? Nad zredukowaniem perfekcjonizmu i odpuszczeniem potrzeby bycia idealną matką, żoną, kobietą. Chciałabym też uprawiać więcej sportu i odkładać rzeczy na swoje miejsce (pozdrawiam męża!). Wiem, każda czynność, która trwa mniej niż minutę, powinna być zrobiona od razu – tylko jakoś ciężko mi to wcielić w życie…
O swoim żywieniu powiedziałabym, że: jest powolnym procesem który, mimo wszystko, ciągle podąża do przodu. Trwa, zmienia się i rozwija, co jest jak najbardziej okej. Jestem bowiem zwolenniczką wprowadzania małych zmian i tak też funkcjonuję. Owszem, moje żywienie nie jest idealne, ponieważ nadal nie jestem w stanie zrezygnować ze swoich słabości, lecz, co ważne, jestem już w stanie je kontrolować. Z konkretów – nienawidzę papryki i selera. Staram się do maksimum zredukować ilość jedzonego mięsa, a gdy zapomnę o piciu wody, boli mnie głowa.
Jem więcej lub inaczej, kiedy: wieczorem zmęczenie sięga zenitu, a w ciągu dnia zaniedbałam regularność posiłków.
Mam słabość do: chipsów i frytek.
Zawsze pamiętam o: dobrym śniadaniu (koniecznie z kawą), piciu wody, soku pomidorowym w torebce (lub samochodzie) i kiszonkach w lodówce.
Moje ciało jest: coraz bardziej moim przyjacielem – a przynajmniej powoli się nim staje. Czasami się kłócimy, nie lubimy, ale mimo wszystko już darzymy się szacunkiem i podziwiamy. Fakt, czasami się go czepiam, lecz jednocześnie szczerze doceniam za to, co robi. Nie jest już dla mnie obszarem tak dużej frustracji, jakim było kiedyś. Lubię je, ponieważ to właśnie jestem ja.
Dlaczego jestem Kobietą bez diety? Ponieważ nie mogę już patrzeć na to, jak kobiety warunkują swoją wartość ciałem i wyglądem. Poprzez nieustanne bycie na diecie tracą radość życia. Chciałabym, aby kobiety jadły intuicyjnie i czerpały szczęście z najdrobniejszych nawet przyjemności.
Marta Kielak
Kim jestem? Kobietą, dietetykiem klinicznym i psychodietetykiem. Spełniam się w swoim zawodzie, realizując obraną misję. Jestem też siostrą, przyjaciółką i smakoszką. Lubię obserwować, jak moi podopieczni metodą MK – małych kroków – poznają swój organizm, zmieniają nawyki, wracają do zdrowia i aktywności fizycznej.
Moją mocną stroną jest: empatia. Jestem też kreatywna – mam mnóstwo pomysłów na minutę, ale niestety doba jest za krótka na ich realizację… Cieszę się ze swojej elastyczności i szybkiego odnajdywania się w nowych warunkach.
Nad czym – w sobie – wciąż pracuję? Intensywnie pracuję nad zachowaniem work life balance. Staram się wygospodarować coraz więcej czasu na swoje pasje. Uczę się na nowo wsłuchiwać w potrzeby swojego organizmu i dbać o niego najlepiej, jak to tylko możliwe.
O swoim żywieniu powiedziałabym, że: jest zmienne i zależne od stanu zdrowia. Gama produktów, o których sądzę, że są dla mnie korzystne, często się zmienia. Stąd też staram się z otwartą głową i sercem podchodzić do swoich posiłków.
Jem więcej lub inaczej, kiedy: choruję lub podróżuję. Pomimo dość częstych wyjazdów służbowych staram się utrzymać równowagę – chociaż przyznaję, to duże wyzwanie.
Mam słabość do: czekolady i croissantów! Uwielbiam hummus, nie wyobrażam sobie dnia bez kawy, a na myśl o plasterkach jabłka, oprószonych kuminem i skropionych sokiem z cytryny, cieknie mi ślinka.
Zawsze pamiętam o: regularnych posiłkach, kiszonkach, siemieniu lnianym i lekach. Szczególną wagę przykładam do odpowiedniego nawodnienia.
Moje ciało jest: dzielne i waleczne. Jestem pełna podziwu, jak radzi sobie z tym, co je spotyka – z czasem i zabieganym życiem. Mój organizm jest wdzięczny za regularny odpoczynek, sen i jogę. Odżywa w naturze, na słońcu i w śniegu.
Dlaczego jestem Kobietą bez diety? Ponieważ lubię ludzi karmić, a nie… głodzić. Żywienie to nie tylko diety, kalorie i dobry bilans makroskładników, to także nawyki, postawy i relacje z jedzeniem. Chcę, by kobiety poczuły moc jedzenia i odżywiały się dobrze dla zdrowia, lepszej kondycji i świetnego samopoczucia.
Elżbieta Lange
Kim jestem? Sobą, doświadczoną przez życie kobietą, psychodietetykiem, psychoterapeutą, żoną, pasjonatką rozwoju osobistego i mądrości natury. Moją pasją jest psychologia żywienia i odchudzania, a moją misją praca z kobietami. Pomagam im docierać do prawdziwych emocji i potrzeb, odkrywać siebie, wzmacniać poczucie własnej wartości i budować dobry kontakt z ciałem.
Moją mocną stroną jest: autentyczność, szczerość, konkret, troska o innych i empatia.
Nad czym – w sobie – wciąż pracuję? Nad nierobieniem kilku rzeczy naraz, uważnością, zatrzymaniem się i nienadużywaniem siebie w pracy.
O swoim żywieniu powiedziałabym, że: jest moje. Takie, jakiego potrzebuję. Sezonowe – w rytmie dnia i natury.
Jem więcej lub inaczej, kiedy: jestem na wakacjach, u kogoś w odwiedzinach, nudzę się lub mam coś trudnego do zrobienia.
Mam słabość do: pierogów z jagodami, leniwych klusek mojej mamy oraz makowca.
Zawsze pamiętam o: zdrowym śniadaniu, piciu wody, regularnym jedzeniu, wysypianiu się, bliskich i sprawianiu sobie chociaż jednej przyjemności w ciągu dnia.
Moje ciało jest: mądre, silne i dzielne. Bywa też zmęczone, a ja nie zawsze go słucham… Jednak poprzez uważność na to, co ma mi do powiedzenia, uczę się to robić. Dzięki temu też coraz bardziej mu ufam, ponieważ to właśnie ono pozwala mi żyć zdrowo i szczęśliwie – żyć tu i teraz.
Dlaczego jestem Kobietą bez diety? Ponieważ relacja z jedzeniem to coś więcej niż odżywianie. Ponieważ na co dzień w gabinecie widzę i słyszę, jak kobiety desperacko pragną schudnąć, robiąc sobie wiele złego. Ponieważ nie zgadzam się na przemoc wobec kobiet, ciała i na talerzu. Ponieważ obsesja piękna robi nam wielką krzywdę, pozbawia energii, czasu i pieniędzy. Ponieważ głęboko wierzę, że siostrzeństwo może być drogą do zmiany – kobiety mają wspólnie wielką moc. Moc, by odmienić świat.
Agata Ziemnicka
Kim jestem? Kobietą, dietetyczką, psycholożką, samodzielną mamą, prezeską fundacji, przyjaciółką.
Moją mocną stroną jest: wiara, że da się wprowadzać zmiany i że mają one sens. Umiem też „sprzedawać” to, w co wierzę – zwykle bardzo się wtedy zapalam i mam poczucie, że da się przekonać cały świat!
Nad czym – w sobie – wciąż pracuję? Nad odpuszczeniem, ponieważ pomimo swojego wieku i lat terapii nadal często biorę udział w konkursie na najfajniejszą osobę na świecie – cholernie mnie to spala.
O swoim żywieniu powiedziałabym, że: jest dość dobre. Staram się odważać na jedzenie intuicyjne i słuchać potrzeb ciała. Jednocześnie też naprawdę lubię jedzenie, odczuwam jego moc oraz niezwykły wpływ na mój organizm i samopoczucie. Niestety, zbyt często jem słodycze… wciąż to one są jednym z najlepszych sposobów na rozładowanie skrajnego napięcia.
Jem więcej lub inaczej, kiedy: jestem w zbyt dużym, wspomnianym już, napięciu. W momentach, w których biorę sobie zbyt dużo na głowę, słodycze stają się rekompensatą i pocieszeniem za bycie „taką biedną”. Lub z drugiej strony – bywają nagrodą, jaką sama sobie sprawiam za niezwykłą „dzielność”.
Mam słabość do: czekolady z orzechami, lodów… tak, do lodów ogromną. 🙂
Zawsze pamiętam o: warzywach! Bez względu na okoliczności. Zawsze. Kocham warzywa i zielone zdobędę nawet na końcu świata. Pamiętam też o wodzie – nauczyłam się naprawdę często po nią sięgać, a jeśli ciało wysyła mi sygnał o jakimkolwiek braku w tym obszarze, wyraźnie go słyszę.
Moje ciało jest: mną… chociaż do pewnego momentu nie było to dla mnie oczywiste. Mając kilkanaście lat, rozstałam się z nim i dopiero w okolicach pierwszej ciąży spotkaliśmy się ponownie. Była to długa i trudna droga. Dziś jednak w pełni widzę wspaniałość i siłę swego ciała – dało mi dwie córki, pozwala budować życie i mądrze mnie przez nie prowadzi.
Dlaczego jestem Kobietą bez diety? Ponieważ wierzę, że uprzedmiotowienie kobiet powinno się już dawno skończyć. Niestety, dopóki same o to nie zawalczymy, nie ma na to szans. Wierzę jednak, że razem – w siostrzeństwie – możemy zrobić dużo więcej niż w pojedynkę. Tylko wspólnie możemy zakończyć opresję, w której żyjemy. Zanim sama ją dostrzegłam i przejrzałam na oczy, minęło sporo czasu. Nie chcę już jednak tworzyć świata-wydmuszki! Prawdziwa kobiecość nią nie jest. Nie ma jej na okładkach gazet czy ulotkach reklamowych. Ona jest tu – w tej książce. Ona jest w nas.
Czasem myślę, że mogłabym podbić świat, ale wcześniej……
O rany, muszę wyskubać brwi.
O rany, i jeszcze ogolić nogi,
Oczyścić pory, ujędrnić skórę
Wypchać sobie stanik i ułożyć fryzurę
Siwan Clark
Wmawia się nam, kobietom, że naszą największą wartością jest wygląd! Obsesja piękna jest wszechobecna. Mamy być ładne, szczupłe, wydepilowane, gładkie i młode.
Zmuszamy się, żeby sprostać tym wszystkim wymaganiom narzucanym przez kulturę, reklamy, kliniki urody, programy telewizyjne, koncerny farmaceutyczne i kosmetyczne oraz kolorowe magazyny. Po części my same to stworzyłyśmy. Kobiety kobietom. Czujemy się w obowiązku, aby zatrzymać to, w czym przez lata też brałyśmy udział jako ekspertki od odchudzania – w zniewoleniu i uprzedmiotowieniu kobiet.
Czas przestać koncentrować się tylko na swoim wyglądzie. To Ty decydujesz o sobie.
Dołącz do Nas
#KOBIETYBEZDIETY
Nie chcemy już w samotności spoglądać na siebie ukradkiem i mierzyć swojej wartości porównując się między sobą. Obsesja piękna boli. Na poziomie praktycznym pozbawia Nas czasu, energii i pieniędzy. Przeszkadza Nam być tym kim chcemy, i żyć tak, jak chcemy.
Mamy do zaoferowania sobie i światu coś więcej niż tylko ciało i ładny wygląd.
Czas wejść na drogę szacunku do siebie i swojego ciała, czułości oraz współczucia do samej siebie. Każde ciało zasługuje na zadbanie, nakarmienie, ubranie i głaskanie. Im większe będzie nasze współczucie wobec niego tym łatwiej będzie Nam odwrócić się od lustra w stronę świata.
Mamy prawo do decydowania o swoim zdrowiu, wyglądzie, seksualności i prokreacji bez przymusu, przemocy i dyskryminacji. Chcemy myśleć o możliwościach swojego ciała, nie o jego wyglądzie. Chcemy świata, w którym dziewczynki i kobiety są mniej uprzedmiotowiane i rzadziej dokonują samouprzedmiotowienia. Chcemy być sobą, zamiast określać się poprzez to czy innym podoba się nasz wygląd. Możemy doprowadzić do zmian, możemy wpłynąć na kulturę, podejmując działania we własnym otoczeniu. Dzięki temu depresja, niskie poczucie własnej wartości oraz odrzucanie własnego ciała występowałyby rzadziej lub z mniejszym natężeniem.